wtorek, 28 stycznia 2025

TEN CZAS JEST DLA MNIE...........................................

 Witam Was serdecznie. Mimo, że za oknem nie jest raczej ciekawie, ten właśnie czas bardzo lubię. Ucichł już wszechobecny harmider w sklepach, który pojawia się zaraz po Wszystkich Świętych i trwa aż do Świąt Bożego Narodzenia. Nie lubię zgiełku. Wówczas omijam szerokim łukiem galerie, by nie słuchać obcojęzycznego jazgotu, mającego zachęcić odwiedzających do zakupów, tłumów krzątających się klientów zapatrzonych jedynie na półki sklepowe. Zakupy prezentów książkowych robię przez internet. Artykuły spożywcze w małych, klimatycznych sklepikach z dobrą jakością żywności. W pobliskim miasteczku jest takich kilka. Odwiedzam również jarmarki i tam cieszę swoje oczy pięknymi wytworami ludzkich rąk.

Ręcznie malowane bombki i inne ozdoby są ponadczasowe. Można tam kupić naprawdę piękne, naturalne rzeczy. Podzielić się dobrem na stoiskach, które prowadzą sprzedaż w celach charytatywnych. Kupując na jarmarkach wiem, że wydaję pieniądze, które zostają w kraju, a ozdoby zwykle zostają na kilka lat lub są prezentami. W tym roku było u nas na jarmarku mnóstwo wystawców. Nie mogłam się napatrzeć. Aż trudno uwierzyć, że ludzkie ręce potrafią stworzyć takie cuda. Taki właśnie dostałam świąteczny prezent. Kocham porcelanę i ceramikę. W ubiegłym roku prezentem była piękna porcelanowa filiżanka. W tym roku ceramiczne, ręcznie robione filiżanki do kawy i herbaty.
Podstawki do obu filiżanek są praktyczne, bo pijąc herbatę lub kawę, większa może służyć jako talerzyk na ciasto lub owoce.
Często również mąż korzysta z większej filiżanki, bo mniejsza bardziej do mnie pasuje:):) A to nasze ulubione od zawsze Katarzynki. Pamiętacie? 












Moim prezentem dla córki był bardzo efektowny, ceramiczny półmisek pięknie szkliwiony, który kupiłam na jarmarku od naszej utalentowanej sąsiadki. Wyczarowuje Ona ceramiczne cuda. Nie jest to koniec zakupów, bo córce bardzo się spodobał. We Francji ryby, to codzienność więc będzie w użyciu. Naprawdę warto docenić naszych artystów, bo jak się dobrze rozejrzymy, to obok nas jest wiele utalentowanych osób, które potrzebują wsparcia, by mogli to dalej robić i prowadzić swoje firmy. I to tyle jeśli chodzi o propagowanie naszych produktów.
Jak widać na powyższych zdjęciach rozpoczęłam etap wzmożonego czytelnictwa. Jest to tylko część, bo zaległe, nieprzeczytane prezenty wystarczą mi na rok co najmniej. Kocham koty więc sezon czytelniczy rozpoczęłam wspaniałą książką o podróży rowerem młodego Szkota ze swoim przygarniętym po drodze kotem. Polecam!!! Nie mogę ciągle czytać, bo dłonie domagają się zaleconej rehabilitacji sięgam więc też po szydełko.

Chciałabym w końcu zmniejszyć zasoby resztek kordonków i zrobić trochę miejsca na inne rzeczy. Idzie mi to mozolnie ale i tak muszę szydełkować, haftować więc może kiedyś coś z tego ukończę.







Podobnie jest z włóczkami. Pełen karton. Na zdjęciu próbki włóczek, którymi dawno, dawno temu obdarowała mnie koleżanka. Zaczęłam robić kwadraty babuni. Mam pewne wyzwanie i jeżeli się z tym zmierzę, pokażę na blogu. Pogoda jest paskudna więc oprócz codziennego spaceru (jeśli nie pada deszcz), na dworze nie ma żadnych czynności. Czytam więc i rehabilituję dłonie szydełkiem, igłą i drutami.

Pokazał się na kilka dni śnieg i nawet słońce. Od razu zrobiło się jasno i przyjemnie. Zagościła taka zima, którą lubię, bo przecież zima być musi, ale niestety nie trwało to długo. Kilka fotek ogrodu w bieli.

Na koniec podzielę się sukcesem, który tak naprawdę nie mogę nazwać moim. Wiele razy zostaliśmy obdarowani storczykami. Zawsze po przekwitnięciu, mimo, że dbałam o nie nie zakwitły po raz drugi, a nawet ich żywot nie trwał długo. I stało się jest taki jeden, który się zaparł i zakwitł po raz drugi w roku ubiegłym.
 
A teraz kwitnie po raz trzeci. Powiem szczerze, że nie wysilałam się lecz podlewałam i to wszystko.

Te właśnie storczyki dedykuję Wam, dziękując za Waszą obecność, cierpliwość i komentarze. Życzę Wam wspaniałych, zimowych dni!!!!

środa, 8 stycznia 2025

KOLEJNY ROK PRZED NAMI.........................

 Witam Was w miłościwie nam panującym 2025roku. Życzę wszystkim, by nastał pokój w każdym tego słowa znaczeniu. Obdarował ludzi zdrowiem i empatią do drugiego człowieka, naszej Matki Ziemi i może wówczas zakończy się ten wszechobecny zgiełk, konsumpcjonizm i wiele innych niekorzystnych zdarzeń. Z dziwnym uczuciem piszę kolejną datę, bo przecież tak niedawno witaliśmy się rok temu. Przed chwilą był adwent i przygotowania do najpiękniejszych Świąt. Robienie stroików.

Pieczenie ciasteczek, pierniczków, bo nasz Najukochańszy wnuś miał razem z nami spędzić Święta. I przyjechał, stanął w progu witając nas po polsku lecz z francuskim akcentem " dzień dobry babciu, dzień dobry dziadek. Tak bardzo mi Was brakowało. Dajecie mi tak wiele miłości" Po czym już wszystko było dla Niego nowe, bo oprócz choinki wszystko jest inaczej jak u Nich podczas Świąt Bożego Narodzenia. Był z nami w 2019r ale jako roczne maleństwo oczywiście nie mógł tego pamiętać. Święta minęły szybko, za szybko. Niestety dwa dni przed Ich wyjazdem zaatakował mnie jakiś podły wirus, który położył mnie na łopatki i resztę Ich pobytu spędziłam w naszym drewnianym domku nie opuszczając łóżka. Tak też bywa.
Jednak cieszę się, że dane mi było trochę się nimi nacieszyć. Kiedy gorączka spadła, zachorował mąż i tak w duecie, powoli wychodzimy na prostą. Czas spędzony w naszym domku mimo choroby i częściowego odosobnienia nie był uciążliwy, bo czułam się jak na wakacjach zimowych. Po raz pierwszy zamieszkaliśmy tam zimą. Jest naprawdę klimatycznie. Jest tam wszystko, co nam było potrzebne. Catering dostarczany według potrzeb. Wprawdzie można coś tam upichcić, ale nasza druga córka zadbała o to, bym nie musiała się trudzić. Z powodu moich dolegliwości i braku internetu nie mogłam być na Waszych blogach. Przeglądałam jedynie w telefonie ale to dla mnie nie jest to samo. Komentarze, te dłuższe piszę tylko na laptopie. Teraz nadrabiam braki i się tłumaczę z nieobecności.
Kiedyś ktoś z Was poprosił, by pokazać nasz domek, ale nie chciałam tego robić z różnych przyczyn, bo przecież to, co dla nas jest spełnieniem naszych potrzeb i bardzo nas cieszy dla innych to nic takiego. Jednak dzisiaj  pokażę część naszego domku, a właściwie nasz taras, zabezpieczony przed deszczem, śniegiem i wiatrem, które utrudniały nam przebywanie na tarasie podczas niepogody. Drewniane żaluzje wykonał mąż, a pozostałą część kupiliśmy przez internet i zamontowaliśmy tuż przed Świętami. Nie chcieliśmy całego przesłonić drewnianymi żaluzjami, bo wówczas zasłonilibyśmy sobie widok na ogród. Piszę i pokazuję jak to wygląda tylko dlatego, bo może ktoś ma podobny kłopot. 

Dwuczęściowa plandeka PCV z oknami wykonana jest  solidnie i podczas sprzyjającej aury można je podwinąć do góry i cieszyć się pogodą. Nie zamontowaliśmy jeszcze troków służących do tego, ale i tak całą zimę będą opuszczone. Teraz można bez przeszkód posiedzieć na tarasie podczas deszczu, wiatru i obserwować ogród. Miałam też okazję obserwować padający śnieg. 








Skoro już jesteśmy przy tarasie, pokażę jeden ze świątecznych akcentów, który szczególnie polubiła nasza kicia. W słoneczne dni korzysta z ciepełka na tarasie i wyleguje się jakoby jeden z elementów stroika. 


Wrócę raz jeszcze do naszego mieszkania. Nie ma w nim poza kilkoma stroikami wiele dekoracji, bo metraż naszego mieszkania na to nie pozwala. Kilka świątecznych akcentów, stroików, które wykonuję sama, bo bardzo lubię to robić i choinka. Zawsze żywy świąteczny kwiat i to wszystko. Reszta pozostaje w naszych sercach.


Staramy się, by choinka była żywa, ale nie zawsze uda się kupić taką, która zmieści się do takiego kącika. Jest i zawsze pozostanie kolorowa tak, jak nasze kolorowe dusze. Na choince wiszą bombki z mojej młodości, dzieciństwa naszych dzieci i bombki prezenty. Oczywiście nie zmieściły się na jednej choince, bo część z nich wisi na kolejnej choince w drewnianym domku. Jeden raz pokusiłam się i ubrałam choinkę zgodnie z ówczesnym trendem (chociaż trendów nie uznaję) i moim bliskim, a także mnie nie było z tym dobrze. Taka choinka bez duszy.
Zbliżyłam fragment, by pokazać bombkę wykonaną dla nas przez naszego wnusia w szkole. Zawsze już będzie z nami. Pewnie jesteśmy zbyt sentymentalni, ale tak już mamy.











Na tym chciałabym zakończyć moje wypociny. Jeszcze raz życzę samych dobrych dni!!!!!!
i dziękuję, że jesteście💖

niedziela, 8 grudnia 2024

KONIEC OGRODOWEGO SEZONU................................

 Witam Was kolejną serwetą, którą ukończyłam w październiku po kilku latach zalegania w szufladzie "do ukończenia."

Serwet o takim wzorze wydziergałam kilka, bo tak sobie życzono. Wzór oklepany ale robi się łatwo i dosyć szybko jak na moje możliwości. Tym razem jest dla mnie. Przy okazji trzy książki z gatunku łatwo przyswajalne. Jeżeli ktoś chce się ubawić przy kryminale, to są dla niego. Ja dotychczas kryminałów nie czytywałam i tutaj zrobiłam wyjątek. Nie żałuję, bo listopad nie nastraja mnie do czytania trudniejszej lektury. Postanowiłam trochę odczarować ten miesiąc i sięgnęłam po te książki właśnie w tym miesiącu 
Tutaj już w miejscu docelowym. Nasz czytelniczy zakątek w domku wypoczynkowym. Stoliczek widoczny na zdjęciu zostanie "podręczną biblioteczką" Będzie też trochę zmieniony przez dodanie półki i zabezpieczenia, by mniejsze książki nie spadały. Zostanie również odnowiony i dodamy mu trochę  kolorów. Lubimy przedmioty z duszą i wiele z nich jest w naszym ogrodowym domku. Część czeka na renowację. Listopad już za nami i mimo to, że niezbyt go lubię, szkoda, że się zakończył. Czas pędzi nieubłaganie i wydaje się, że jakoś szybciej. Dopiero pokazywałam jego pogodny początek. Potem zagościł przymrozek, który przyciemnił kolory w ogrodzie, ale to jest całkowicie normalne.  
Jednak okazał się nieco łaskawy, bo pozwolił mi, by przygotować rośliny do zimy i wykonać niezbędne prace. Zawsze na pierwszy ogień zajmuję się roślinami, na których szczególnie nam zależy i zaczynam od szparagów. Odchwaszczam, trochę wapna, fosforu, bo fosfor potrzebuje więcej czasu, by zadziałał, obornika i pierzynka z liści, by ziemia nie była "goła"  


Owocem numer jeden są u nas borówki amerykańskie. Potrzebują uwagi, by zaowocowały. Odchwaściłam je, dałam naturalnego jedzonka w postaci obornika granulowanego i przykryłam leśną ściółką. One potrzebują kwaśnego środowiska więc dostały igliwie, które dostarczają nam nasze sosny i liście czeremchy, które rosną w towarzystwie sosen. I tak utulone zostaną pozostawione do wiosny.

Róże, to wymagające i piękne krzewy. Nasza ziemia niestety im nie służy. Jednak tak bardzo je lubię iż robię wiele, by zakwitły chociaż kilkoma kwiatami. 
Bardzo lubię robić bukiety, by również w domu wraz z innymi kwiatami, cieszyły nasze oczy. Dokarmiłam je dolomitem, ziemią obornikową i przykryłam warstwą liści. Kiedy zaczną się mrozy usypię kopczyki z kompostu. Te prace wykonałam jeszcze w październiku. Listopad, to ciągłe grabienie liści i okrywanie nimi rabat. Wszystkie zdrowe liście są ściółką dla roślin. Liście orzecha włoskiego są ściółką pod drzewami, a liście zarażone pakuję w worki i wywozimy je do PSZOK-u. W takim naturalistycznym ogrodzie jak nasz nic się nie marnuje i nie zaśmieca środowiska.
Listopad również pokazał, że może być różnie. Piękne słońce, deszcz, przymrozek. Dlaczego nie sypnąć śniegiem? I tak się stało. Ziemia została pokryta pięknym, białym puchem, ale kiedy zdecydowałam się go uwiecznić puch nie był już tak obfity.


Śnieg zniknął tak szybko jak się pojawił i zrobiło się nawet dosyć pogodnie. Mimo wcześniejszej decyzji, że już nic nie będę robiła w ogrodzie, patrząc na liście, które jeszcze opadły wyruszyłam, by je wygrabić z naszych niby trawników. I to był koniec listopada i jednocześnie definitywny koniec moich ogrodowych, tegorocznych prac. 
Prace umilała mi kwitnąca jeszcze ostatnia różyczka i fruwający, radośni bracia mniejsi. Nie wyobrażam sobie ogrodu bez nich. Dlatego corocznie je dokarmiam i cieszę się ich widokiem.








Nasza ukochana koteczka otrzymała nowy domek, bo stary niestety już nie przetrwałby zimy. Był to domek z grubego kartonu , ocieplony styropianem. Chętnie w nim przebywała. Przetrwał kilka lat. Okazało się, że trzeba jednak przeprowadzić ją do innego bardziej profesjonalnego. Mąż zrobił nowy domek.
Tak bardzo się starał, by był ciepły i wygodny. Jest ocieplony styropianem i ma podwójne ścianki. Ja wyścieliłam mięciutkim kocykiem i flanelą, by było jej ciepło i co się okazało? Nasza dama jeszcze nie zdecydowała się tam zamieszkać:):)
Nadal śpi na tarasie w swoim fotelu i nie jest zainteresowana swoim nowym lokum. Może, kiedy przyjdą większe przymrozki zdecyduje się tam wprowadzić?
Na koniec chciałabym Was zapytać, czy też macie problemy z bloggerem. U mnie ostatnio dzieją się dziwne rzeczy. Pojawia się bardzo wiele postów obserwowanych przeze mnie blogów nawet z 2015r, blogerów, którzy od dawna nic nie publikują, a nie pojawiają się aktualne posty Wasze, którzy publikujecie. Tych postów jest tak dużo, że trudno wyszukać aktualne. Uaktualniam powoli te istniejące. Nie ma moich komentarzy na Waszych niektórych blogach. To już jakiś czas  trwa i jakoś sobie radziłam, ale trochę mnie to zniechęca i myślę o sensie istnienia mojego bloga. Nie wiem co zrobię, bo szkoda mi jest mojego pamiętnika, kontaktu z Wami. Z pewnością go nie zamknę pochopnie, a czas pokaże co będzie dalej. Może coś się zmieni? Tak więc już dziś wiem, że nie opublikuję nic do Świąt Bożego Narodzenia, Nowego Roku i już teraz chciałabym złożyć Wam życzenia. 

Na okres Bożego Narodzenia życzę Wam najwspanialszego pokoju, radości i poczucia bliskości rodzinnego grona, ciepła ludzkich serc oraz pięknych i głębokich refleksji płynących z zasłuchania w tajemnice Bożej Miłości. Niech przeżywanie narodzin Chrystusa Zbawcy rodzaju ludzkiego, prowadzi nas do pogłębionej refleksji nad prawdą o Bogu Ojcu, który jest Miłością. Niech ta prawda inspiruje i oświeca nasze myśli, słowa i uczynki w każdym dniu nadchodzącego Nowego Roku.
 
Dziękuję Wam za obecność, komentarze. Za Wasze wspaniałe teksty na blogach, które czytam z wielką przyjemnością, za podróże, które z Wami odbywam, za Wasze cudowne prace, które wykonujecie i za książki które polecacie, za dzielenie się przepisami kulinarnymi. Za całokształt naszej blogowej rodzinki. Do podziękowań dołączam moje ostatnie w tym roku październikowe róże, które zdobiły nasz pokój💗
              

niedziela, 10 listopada 2024

LISTOPAD NIESTETY................................

  Witam w Listopadzie:):):)  

Listopad, najbardziej nielubiany przeze mnie miesiąc, przywitał nas chłodem i wiatrem. Plusem było słoneczko, które rozświetliło dzień Wszystkich Świętych. Korzystając z jego ciepłych promieni zdążyłam zrobić kilka zdjęć w ogrodzie.

Kwitły jeszcze niektóre róże. Nigdy na początku listopada róże nie miały tyle kwiatów i pąków kwiatowych.
Zasychają kwiaty hortensji bukietowych i przebarwia się azalia.  Róża, która rośnie przed naszym drewnianym domkiem, kwitła niestrudzenie. Niestety musieliśmy przeprowadzić ją w inne miejsce bowiem trzeba zrealizować ( jak się uda) naszą wizję na wykonanie ścieżki przed domkiem. Oby moja różyczka zaakceptowała nowe miejsce. Szkoda byłoby tej kwitnącej na okrągło róży. Wszystkich Świętych, a ona tak kwitnie. Nie znam odmiany, ale podejrzewam, że to któraś z róż okrywowych. Niestety nie pachnie.
Przebarwiające się liście borówki amerykańskiej to prawdziwy spektakl. Różnorodność intensywnych barw zawsze mnie zachwyca. Mamy kilka odmian i każda odmiana przebarwia się inaczej. Codziennie ukazują się inne kolory. Wygląda to niesamowicie. Jak ich nie kochać? latem pyszne owoce, a jesienią piękny widok. Niestety nie umiem uchwycić aparatem tego piękna. Każdego dnia spaceruję wśród krzewów lub stoję na tarasie i podziwiam ten cud natury. Napisałam nawet wiersz, by był ukłonem w ich stronę. Nie przytoczę go jednak, bo jest zbyt osobisty jak wiele innych moich wierszy.
Szałwia Amistad kwitła niestrudzenie.

















Szałwia omszona nieco biedniutka, ale dzielnie dorównywała kroku hortensji. Obie już szykują się do zimowego snu.











Trawy również zaczęły się przebarwiać. Moja faworytka. Nie znam odmiany, ale w szkółce była etykietka - Karminowa trawa. Jest to podobno Miskant, ale jaki?
Nasz ulubiony krzew, który jesienią ma swój czas. Wiosną obsypany drobnymi, białymi kwiatami, a jesienią mnóstwem równie drobnych owoców, które są pokarmem dla ptaków. Przy zakupie krzewów kieruję się szczególnie tym, by były niewymagające i służyły jeśli to jest możliwe naszym braciom mniejszym.
Sadzonka sumaka zaczyna się przebarwiać. Mamy większe sumaki, ale już nie mają liści. Sumak jest niesamowity w swojej palecie barw jesienią.
Kolejny krzew, który rósł już, kiedy zakupiliśmy ten teren pod nasz ogród. Nie jest zbyt atrakcyjny wiosną i latem, ale ja wiedziałam któż to taki i to, że jesienią ma swój czas. Trzmielina pospolita (zwyczajna).
Jesienią obsypana jest ogromem cudnych owoców, które dla człowieka są trujące podobnie jak cały krzew. Są jednak pokarmem dla większości zimujących u nas ptaków. Te cudne owoce nigdy nie doczekają wiosny, a ja cieszę się, że nasze ptaki, które tak bardzo kocham mają oprócz naszego pokarmu coś smakowitego na deser.
Kolory na ogrodzie zostały wspomnieniem, bo już trzeciego listopada był u nas przymrozek, który sprawił, że przymarzły dalie i kilka innych kwitnących roślin. Kolorowe liście nagle już prawie opadły. Nie zdążyłam zrobić zdjęcia przebarwiającej się morwie. Naprawdę jest piękna jesienią.
Niestrudzenie kwitną jeszcze pelargonie. Ponieważ codziennie wieczorem zabieram je na korytarz, mróz jeszcze je nie dopadł. Nie wiem kiedy mi się to znudzi









I tym kolorowym akcentem zostawiam Was do napisania kolejnego postu. Nieustannie jestem wdzięczna, że mi towarzyszycie i bardzo serdecznie dziękuję z ciepłe komentarze. Życzę Wam wspaniałego czasu, by ten ponury listopad był dla Was dobrym czasem:):):)