niedziela, 7 kwietnia 2024

A WIOSNA SOBIE PŁYNIE ALE NIE Z WOLNA.......................

Pogoda jest u nas bardzo dynamiczna. Rośliny starają się za nią nadążyć, a ja gdzieś tam z tyłu za nimi utknęłam i tak sobie drepczę. Nawet nie nadążam robić zdjęć, bo codziennie są już nieaktualne.

Każdego ranka robiąc inwentaryzację dóbr, podziwiam te cuda natury i nie mogę się nacieszyć, że mogę to wszystko zobaczyć, raczyć się zapachem i słuchać wspaniałych umilaczy w postaci moich ukochanych braci mniejszych. Dlatego też jestem jeszcze w czasie wielkanocnym. 

Codziennie przybywało kolorów, zapachów i wykonanej przez nas pracy:):):)
Taki zapach witał mnie każdego ranka. Nawet nie zdążyłam uporządkować rabatki. Dziś już nie straszy pozostałościami po zimie:):):)

Moją leśną rabatkę wzbogaciły kwiatami szafirki i zaczyna zagęszczać się barwinek. Teraz właśnie pięknie zakwitł.

Ciekawa jestem czy lubicie trzmielinę. Ja lubię ją bardzo za taką różnorodność odmian o wielobarwnych liściach. Mam ich trochę. Niestety nie wszystkie są odporne na mróz. Corocznie mimo okrycia liście przemarzają:(
Czyż on nie jest piękny. Ja już popijam herbatkę z tych uroczych kwiatuszków. Raczymy się też młodziutkimi listeczkami. Zawsze jest i jeżeli tylko zechce, pozostanie z nami ku uciesze pszczół. Jakie tam panują tańce radości. Lubię na to patrzeć, a jednocześnie cieszy mnie fakt, że choć w małym stopniu mogę pomóc tym pracowitym owadom.
Żurawki już czarują kolorami liści. Jeszcze chwila i pokażą się drobniutkie, urocze i subtelne kwiatki.

















Odpoczywając na tarasie naszego czerwonego domku, codziennie cieszył mnie ten widok. Niestety już tych uroczych kwiatuszków nie ma. Może pojawią się owoce?
Ciepełko i wilgoć sprawiły, że pojawiły się ślimaki. Nigdzie ich nie widziałam pracując w ogrodzie, ale wczoraj zobaczyłam taki widok.
To był mój piękny dzwonniczek i tak wyglądają dwie moje jeżówki. Usiąść i płakać z bezsilności. Nie mógł nikt inny tak urządzić moje ukochane kwiaty. O tej porze jeszcze nigdy ich nie było. Nie wiem czy uda mi się te biedne pozostałości uratować. I martwi mnie fakt, że takich przypadków będzie więcej. Jestem już bezsilna wobec tej plagi:(:(:( 
Żeby nie zostawić Was z tym opłakanym widokiem pokażę Wam też moich przyjaciół, którzy umilają mi czas przy pracy.
Jeden z nich pan Kos śpiewa od samego rana na naszej brzozie tuż przy rabatkach. Mam go na oku. Ponowny przepiękny śpiew rozlega się wieczorem. Uczta dla uszu.














Drugi - Gołąb sierpówka cieszy widokiem i swoją obecnością.
Od czasu do czasu da się usłyszeć jego pohukiwanie. Nie wiem gdzie podział się drugi, bo zawsze była ich dwójka. 

Przepięknie śpiewają sikorki, ale nie udało mi się, by je uchwycić aparatem.
Z niecierpliwością czekam na kolejnych moich ulubieńców.
Gołębie grzywacze. Są ze mną każdego roku. 
I tym ptasim akcentem zakończę dziś swój post. Zdjęć mam jeszcze wiele ale nie lubię przedłużać swojego pisania. Postaram się więc pojawić  niebawem. Dziękuję Wam za obecność na moim blogu i miłe komentarze. Każde słowo jest dla mnie ważne. Życzę bardziej stabilnej i pięknej wiosenki:):):)


niedziela, 24 marca 2024

MIJA KOLEJNY MARZEC..................

WITAM Was wszystkich serdecznie i już spieszę z usprawiedliwieniem, że nie widać było mojej obecności na Waszych blogach. Oczywiście czytałam wszystkie Wasze posty lecz rzadko komentowałam.

Powodem mojej absencji był nadmiar obowiązków, których w żaden sposób nie jestem w stanie ogarnąć!!! przecież jestem na emeryturze :):):). Mam cały dzień dla siebie i Męża, a jednak tak jest. Brak sił niestety mocno daje się we znaki. Ogród prosi o litość, bo wiosna przyszła zbyt szybko. Dom trzeba ogarnąć i nakarmić nas dwoje:):). I moje pasje. Trzeba ustawić priorytety, by kosztem domu, ogrodu coś od siebie dać innym. Postanowiłam w tym roku wykonać pisanki i kilka serwetek  w celach charytatywnych. Niestety nie wykonałam zdjęć swoim pracom, które oddałam na kiermasz. Kiermasz odbył się wczoraj. Wybaczcie, ale posiłkuję się zdjęciami z lat poprzednich, bo pisanki i kilka serwetek są u mnie powtarzalne. Idą do ludzi, a ja dorabiam nowe, dziękując Najwyższemu, że mogę je zrobić.

Tymczasem wiosna zawładnęła już dosyć mocno ogrodem, a ja jak zwykle jestem w lesie. Wyjrzę z niego? nie wiem. Trochę prac już poczynionych. Róże, hortensje, wrzosy i część iglaków przycięłam. Trawami zajął się mój dzielny pomocnik w niedoli, bo moja dłoń nie radzi sobie z trawami.

Wreszcie zrobiłam porządek z jeżyną bezkolcową, która jak dotychczas nie bardzo się popisała z owocowaniem. Dostała więc ostatnią szansę.








Truskawki zaopiekowane, oczyszczone z resztek pozimowych, dokarmione i pokryte ściółką ze słomy. Słomę otrzymaliśmy w darze:):) Zaplotłam płotek, by słoma nie hasała po ogrodzie. Na zdjęciu widoczna jest rabatka z maliną czarną i  podsadzonymi wokół niej truskawkami. Tę rabatę również już zakończyłam, a mąż zabezpieczył ją od "niby trawnika" bloczkami z granitu, by słomę utrzymać w ryzach. Ukończyłam też opiekę nad malinami. Na rabatach widocznych na zdjęciu są jeszcze w bałaganie pozimowym, ale o tym w kolejnych postach. Zastosowałam tam mój prywatny eksperyment:):)
Teraz trochę wiosennych kolorków:



To jest taka moja próba i chęć posiadania całego łanu żonkili, narcyzów i szafirków w tym zakątku, który wita nas u wejścia do ogrodu. Ponieważ było tam bardzo ubogie podłoże przez dwa lata tworzyłam "swoją" permakulturę, wyrzucając tam chwasty mające trafić na kompost, wcześniej skoszoną trawę. Na zimę cały ten bałagan przykryły liście i stworzyła się lepsza struktura. Pilotażowo, jesienią wysadziłam kilka kępek żonkili i szafirków. Jak widać żonkilom nie jest tam źle, a szafirki zaczynają już kwitnienie. Ja widzę tam oczami wyobraźni łan żółto-niebieski. Czy Wy też to widzicie??? Czas pokaże czy to się spełni. Chęci to nie wszystko.





Cudownie zakwitła, wiedziona kilkoma ciepłymi dniami z wysoką temperaturą, nasza "karmicielka". Jaki tam był ruch uwijających się owadów. Cieszyły się nieustannie przez kilka dni, a my razem z nimi. To ona daje nam (jak nie dopadnie jej przymrozek)wspaniałe śliweczki, którymi dzielimy się z innymi. Kompot, dżem smakują wybornie. Jeden raz robiliśmy nawet nalewkę. Cudnie pachniała śliwkami. Niestety po kilku dniach radości naszej i owadów, nadszedł przymrozek. Najbardziej nielubiane przez nas zjawisko w tym okresie. Kwiatki trochę przymroziło i zrobiły się brązowe. Owoce są pod znakiem zapytania:(

I tym żółtym, słonecznym akcentem zakończę moje wypociny:):):) dziękując Wam jednocześnie za odwiedziny, budujące komentarze. Powodują, że myślę, iż to, co robię ma sens. Witam kolejnego Obserwatora. Jest mi bardzo miło, że poświęcasz dla mnie swój jakże cenny czas:):):) Nie wiem, co przyniesie nam życie ale ja już dziś życzę Wam na nadchodzące Święta Wielkanocne:
Radości, która dostrzega piękno małych rzeczy. Nadziei, która nie gaśnie, kiedy marzenia wydają się być dalekie. Pokoju, który koi, kiedy wszystko wydaje się zbyt trudne. Wiary, która daje oparcie, kiedy bezradność przeraża. Tego oraz o wiele więcej  dobrego …. życzę całym sercem💖                                                                                 
                                         

poniedziałek, 4 marca 2024

O PRZEDWIOŚNIU SŁÓW KILKA......................


Także i do nas przyszła już astronomiczna wiosna. Widoczna jest w ogrodzie coraz bardziej. W domu starałam się by trochę rozświetlić wnętrze więc pomyślałam o forsycji. By zachęcić ją do kwitnienia, systematycznie przynosiłam jej gałązki. Była słoneczkiem na pochmurne, deszczowe dni. Kilka razy pokazało się jednak prawdziwe słoneczko i rośliny obudziły się z zimowego snu. Myślę, że nieco za wcześnie, bo zmuszone były przerwać czas regeneracji sił, by znowu ruszyć pełną parą. Nie jest to jednak dla nich korzystne:( Jako pierwsza w naszym ogrodzie zaczyna kwitnąć - Kalina wonna


Jej zapach jest przepiękny.
Tuż po kalinie pojawiają się przebiśniegi, a ja codziennie cieszę się ich widokiem. Rosną u nas dwa gatunki i jeden z nich jest pełny. Systematycznie przynoszę do domu i cieszę się ich widokiem i zapachem:)


Kolejne cuda natury to różnokolorowe krokusy:

Jest ich dosyć sporo. Nie wszystkie fotografowałam, bo niektóre z nich już kończą kwitnienie. Przyspieszył to przymrozek, który raz się pojawił i wystarczyło. Można je spotkać w całym ogrodzie. Nawet tam, gdzie ich nie sadziłam. Podziemne żyjątka poprzenosiły cebulki gdzie im się podobało. 


Rzadko je widać w pełnej krasie, bo słońce pojawia się sporadycznie. Nie robię im wówczas zdjęć, by nie płoszyć spragnionych pokarmu pszczół. Z dala podziwiam ich radość i to mi wystarczy.












Już w lutym zaczęły kwitnąć fiołki rogate. W roku ubiegłym rosły dla towarzystwa pod naszą ulubioną śliwką. Jesienią pojawiły się nowe siewki. Zostawiłam tam cały bałagan i są. Teraz tylko trochę uładzę. dosadzę inny kolor i niech cieszą nasze oczy.






W jednym z bardziej ciepłych i nasłonecznionych miejsc wychylił się już malutki narcyz.

Kwitnie też już od miesiąca nieco zabiedzony wrzosiec. Trzeba będzie pewnie go odmłodzić. Tak bardzo cieszą te cuda natury, które codziennie już wczesnym rankiem podziwiam, idąc nakarmić swoich podopiecznych. Pierwsze kolory, zapachy i ten cudny śpiew ptaków. Jest już mój ukochany kos. Codziennie skacze pod drzewami gdzie ma zawsze jabłka. Zauważyłam, że sikorki również je dziobią z apetytem. Zaczynają się już zadomawiać pod dachem naszego budynku śpiewające szpaki. Oj będzie bałagan jak w każdym roku. Ja je jednak bardzo lubię. Skoro tak ma być, to posprzątam. Korzystając z kilku pogodnych dni poczyniłam już kilka prac ogrodowych. Otrzymaliśmy od znajomych zrębki z gałęzi świerkowych i trzeba było je zagospodarować więc to zrobiłam.

Teraz tylko przyciąć i dokarmić hortensje i zaopiekować podniszczone przez ćmę bukszpany.








W chwilach wolnych, kiedy nie można jeszcze popracować na ogrodzie, szydełkuję, haftuję i czytam (z przewagą czytam). Książkę, którą tutaj prezentuję otrzymałam w trudnym dla mnie momencie życia. Podobnie było z tymi filiżankami, które są dla mnie bardzo cenne. Jak zwykle u mnie one również mają swoją historię. W późnych latach osiemdziesiątych postanowiono zlikwidować zakład, w którym pracowałam, zatrudniający około 250-300 osób. Był to dla nas wszystkich bardzo smutny czas.
Przepracowałam tam siedemnaście lat w bardzo przyjaznej atmosferze. A filiżanki? - "wcześniej urodzeni" z pewnością pamiętają jakość ówczesnej chińskiej porcelany. Porcelanę kocham od zawsze i gdy zobaczyłam w sklepie porcelanę ryżową i dodatkowo w moim ulubionym kolorze - zamarzyłam o niej i pojechałam do domu, bo wiedziałam, że nie stać nas teraz na nic, co nie jest konieczne. Powiedziałam o tym marzeniu mężowi. On milczał. Jaka była moja radość, kiedy w dniu Jego wypłaty wrócił do domu ( ja już nie pracowałam), wyjął z torby kartonik i z uśmiechem mi go wręczył. I cóż tam zobaczyłam? talerzyk deserowy i moją wymarzoną filiżankę. I trwało tak pół roku. Co miesiąc otrzymywałam od Niego jeden komplecik. Mąż w ten sposób kupił mi mój najbardziej teraz ukochany sześcioosobowy komplet. Włożył tam swoje całe serce. Nie była to tania porcelana i z pewnością czegoś sobie odmówił.

Książka na trudny czas i komplet z trudnych czasów. Pasują nawet kolorem. Zdjęcia nie oddają do końca delikatności tej porcelany ale pochmurne dni, które ciągle trwają nie pozwalają takiemu amatorowi jak ja na więcej. Bardzo dziękuję, że przy mnie trwacie. To jest tak ważne w dzisiejszych czasach mieć wokół siebie życzliwych ludzi, którym można powierzyć swoje troski i radości. Życzę pogodnych szczęśliwych dni!!!!!!